Białoruś – Grodzieńskie wędrówki

Przemysł papierosowy na Białorusi: rozmowa z kierowcą Sergiejem

Przy drodze  do Grodna stoi wiele ładnych nowych domów. Nasz kierowca Sergiej mówi:

– To wszystko z papierosów,  to znaczy  z przemytu.

Faktycznie,  wyroby tytoniowe są tu  prawie czterokrotnie  tańsze  niż  w Polsce. Przy pewnej dozie zaradności i skłonności do ryzyka można nieźle się obłowić.

Jedziemy osiemnastoletnim volvo, które Sergiej odstawia z Białegostoku dla ojca w Grodnie. Gdyby nie my, wracałby sam, a tak to trafiła mu się okazja do zarobienia 60 rubli (około 120 zł). My też nie jesteśmy stratni, bo bilet na pociąg  „Hańcza”, na który zresztą nie było już biletów, kosztuje 29 złotych od osoby, a nas jest czworo. Dla Sergieja 60 rubli to sporo, jeśli zważy się, że minimalna płaca na Białorusi wynosi 330 rubli na miesiąc. On sam jest prawnikiem, choć bez żadnej aplikacji. Przez kilka lat pracował jako koordynator w firmie komunalnej odpowiadającej za sprzątanie miasta. Miał pod sobą 120 pracowników. Zarabiał w przeliczeniu około 400 dolarów. Teraz, podobnie jak tysiące innych obywateli Białorusi, korzystając z Karty Polaka, szuka zatrudnienia w Polsce.

Grodno: historia, szkoły z polskim językiem i polonijne ślady

Pierwsze kroki kierujemy do jedynej w Grodnie średniej szkoły z polskim językiem wykładowym. Jej początki sięgają 1991 roku, kiedy to utworzono dwie klasy z polskim językiem nauczania. Cztery lata później, dzięki staraniom Związku Polaków na Białorusi (tego oficjalnego) podjęto decyzję o budowie nowej szkoły. Jej finansowanie zapewniły częściowo władze polskie, a także datki od Polonii z całego świata. Pierwszy dzwonek zabrzmiał w niej 21 września 1996 roku, a w uroczystym otwarciu uczestniczyli premierzy Białorusi i Polski.

Pracownice  sekretariatu, lekko skonsternowane naszą niezapowiedzianą wizytą, obiecały poprosić dyrektorkę. Ta jednak nie pojawiła się. Szkołę obejrzeliśmy zatem sami, poszerzając swoją wiedzę dzięki  tablicom informacyjnym umieszczonym w holu szkoły.


Polonijne ślady w Grodnie

W Grodnie nie brakuje polskich śladów. Ba, jest ich tak wiele, że wystarczyłoby materiału na opasłą książkę. My zaczęliśmy ich poszukiwanie od grobu Elizy Orzeszkowej. Nagrobek autorki „Nad Niemnem” znajduje się na prawo od wejścia na cmentarz.  Pochowana jest wraz z drugim mężem Stanisławem Nahorskim. U podstawy wysokiego czarnego krzyża, owiniętej biało-czerwoną szarfą, przymocowana jest tabliczka z  orłem w koronie. Na płycie nagrobnej leży trochę kwiatów i dwa zgasłe dawno znicze. Sam cmentarz, na którym aż roi się od polsko brzmiących nazwisk, jest mocno zaniedbany. Pisarkę upamiętnia także ulica jej imienia oraz małe muzeum, zlokalizowane w jej domu przy tejże ulicy. Niedaleko stąd obejrzeć można popiersie na okazałym cokole z napisem „Elizie Orzeszkowej”. Kwiatów jest tu zdecydowanie więcej niż przy  grobie na wspomnianym  cmentarzu.

 Wędrując przez Grodno nie sposób pominąć gotyckiej bazyliki katedralnej pw. św. Franciszka Ksawerego. Ufundował ją Stefan Batory, chociaż budowę ukończono dopiero po jego śmierci. Wewnątrz świątyni znajduje się między innymi relikwia krwi Jana Pawła II oraz kopia obrazu Matki Bożej Śnieżnej. Przy ołtarzu obejrzeć można figury królów polskich, w tym Bolesława Krzywoustego i Władysława Jagiełły.

Przed frontem bazyliki rozciąga się  Plac Sowiecki. Po jego prawej stronie stoi kamienica Murawiewa, gubernatora o przydomku „wieszatiel”, który wyjątkowo niechlubnie zapisał się w pamięci Polaków po Powstaniu Styczniowym. W centralnym punkcie placu stoi pomnik z dwoma krzyżami: katolickim i prawosławnym. W tym miejscu stał gotycki kościół, znany jako fara Witoldowa. W trakcie swoich burzliwych losów był na przemian świątynią katolicką i prawosławną, aż wreszcie po drugiej wojnie światowej zamieniono go na magazyn. Kiedy już dewastacja obiektu była tak daleko posunięta, że nie mógł spełniać nawet tej funkcji, w 1961 roku władze sowieckie wysadziły go w powietrze.

Idąc w stronę Niemna mijamy po prawej stronie gmach dawnego Pałacu Kultury Pracowników Tekstylnych. Jest to budynek o tyle ciekawy architektonicznie, że sprawia wrażenie jakby jego front skierowany był nie na plac, lecz na ogród. Prawdopodobnie ma być wkrótce remontowany i przebudowywany. Nieco dalej po lewej stronie na ogromnym postumencie stoi czołg upamiętniający wyzwolenie Białorusi, po prawej zaś monumentalna bryła Teatru Dramatycznego. Po przejściu przez Stary Most trafiamy na punkt widokowy. Rozciąga się z niego widok na wstęgę rzeki Niemen oraz na charakterystyczne budowle Grodna, czyli Teatr Dramatyczny, Kościół Odzyskania Krzyża Świętego i wieże bazyliki katedralnej. Bardziej na lewo widzimy Nowy i Stary Zamek (ten ostatni w trakcie odbudowy), a jeszcze dalej cerkiew św. Borysa i Gleba, zaś po drugiej stronie Niemna Kościół Franciszkanów.

Przyznać trzeba, że Grodno jest dość czystym miastem. W samym centrum co rusz widać charakterystyczne metalowe kosze z nóżkami i parasolami. Uwagę zwraca też stosunkowo niewielki, jak na liczące 370 tys. mieszkańców miasto, ruch samochodowy. Praktycznie nie ma tu żadnych korków.


Kulinarna podróż i nowe znajomości w Grodnie

Na obiad idziemy do Centrum Handlowego „Korona”. W tutejszym barze samoobsługowym można się całkiem tanio  posilić (solianka lub chłodnik, ziemniaki z kurczakiem, surówka i kompot – około 15 zł). Po obiedzie poznajemy Mietka. Od tej pory będzie naszym nieocenionym  kierowcą, a chwilami także przewodnikiem.


Grodno: Przechadzka przez historyczne ulice i refleksje z przeszłości

Głównym deptakiem Grodna jest ulica Sowiecka. Zanim jednak do niej dojdziemy, mijamy plac i – jakżeby inaczej – pomnik Lenina. Tu mała dygresja – poprzednio byłem w Grodnie przed 28 laty, w ostatnich tygodniach istnienia ZSRR. Od tego czasu miasto się trochę zmieniło, ale nie pod względem nazewnictwa ulic i ilości symboli upamiętniających Związek Radziecki. Może jest ich teraz nawet więcej, bo w tym roku miasto obchodzi 75 rocznicę wyzwolenia spod okupacji niemieckiej, o czym przypominają liczne tablice umieszczone w przestrzeni publicznej.

Nad wznoszącymi się nad Niemnem wzgórzami usytuowane są dwa zamki: Stary i Nowy. Wejścia do obu kompleksów znajdują się naprzeciwko siebie. Stary Zamek, a zwłaszcza wchodzący w jego skład pałac królewski był już mocno zdewastowany, więc poddawany jest gruntownej renowacji, a właściwie odbudowie. Mimo trwających prac budowlanych  niektóre wnętrza są udostępnione do zwiedzania. W Nowym Zamku z pierwszej połowy XVIII wieku odbył się ostatni sejm Rzeczypospolitej Obojga Narodów. To właśnie tutaj w 1795 roku abdykował Stanisław August Poniatowski, co przypieczętowało upadek Polski.

Kilkaset metrów od Starego Zamku rozciąga się Park na Kołoży. Jego głównym punktem jest cerkiew św. Borysa i Gleba. Ciekawostką jest fakt, że jest to najstarszy budynek w Grodnie. Jego usytuowanie na stromym zboczu przyczyniło się do nieszczęścia, gdy podczas powodzi w 1852 roku podmyty brzeg Niemna runął do wody, pociągając za sobą część cerkwi. Kilkadziesiąt lat później świątynię odbudowano, łącząc  ocalałą kamienną część z drewnianą dobudową. Przed  cerkwią  znajduje się taras widokowy z kamieniem upamiętniającym bitwę pod Grunwaldem. Nieco dalej stoi okazała plebania. W samej cerkwi znajduje się sklepik z pamiątkami. Obsługuje go pop z synem. Nabywamy jakieś drobiazgi, a  potem proponujemy gruszki i śliwki z ogrodu Mietka. Grzecznie odmawiają poczęstunku.

Od strony stadionu Nieman przechodzimy przez osiedle otoczonych drzewami owocowymi domków jednorodzinnych. Gdzieniegdzie słychać pianie kogutów. Wiejskie klimaty w centrum miasta i wśród blokowisk na sypialnianych osiedlach są typowe dla Grodna. Tak jest na przykład na Krajnym Piereułku i  Wiśniowcu (dawna Gnojnica).  Wystarczy lekko zboczyć z szerokopasmowej ulicy, a znajdziemy się na gruntowej drodze, pełnej kałuż i błota. Te swoiste enklawy, pamiętające czasy przedwojenne, zamieszkują w dużej mierze Polacy. Na jednym z odcinków naszej trasy natrafiamy na kamienną dróżkę. Mietek powiedział nam, że jest to ścieżka Batorego, po której podobno przechadzał się król. Być może to legenda, ale co to komu szkodzi…

Z okazji Dnia Wojska Polskiego w niewielkiej salce nieopodal konsulatu polskiego odbyła się uroczysta akademia, którą zorganizował  Związek Polaków na Białorusi. Oczywiście mowa o tym nieuznawanym przez reżim Łukaszenki związku, którego szefową jest Andżelika Borys. Wśród publiczności  prym wiedli działacze tego związku oraz młodzież biorąca udział w akademii. Najważniejszym gościem, obok konsula, Jarosława Książka, była sekretarz stanu z Kancelarii Premiera RP Anna Schmidt-Rodziewicz. W swoim wystąpieniu nadmieniła, że spotkała się wcześniej ze swoim białoruskim odpowiednikiem. Powiedziała, że nie była to łatwa rozmowa i dodała, że zaprosiła go do Polski.

 – Być może ta wizyta nie przyniesie przełomu – kontynuowała –  ale może warto przyjechać do Polski i zobaczyć jak państwo polskie traktuje mniejszość białoruską i jakie warunki Rzeczpospolita Polska stwarza mniejszościom przebywającym na terenie Polski. Może niech zobaczy, jak funkcjonuje szkolnictwo białoruskie na terenie Polski, jak traktuje się uczniów (…).


Sentymentalna podróż po rodzinnych śladach: odwiedziny w Grodzieńskich wsiach

Trzeci dzień na Białorusi poświęciliśmy sentymentalnemu objazdowi pod Grodzieńskich wsi, z których wywodzą się przodkowie moich współtowarzyszy podróży. Najpierw zajechaliśmy do oddalonej o niespełna 25 kilometrów Żydomli (Żytomli). Tomek zapamiętał, że przed rokiem jadł tutaj pyszny chleb (płaski, okrągły z cebulą). Skierowaliśmy więc pierwsze kroki do sklepu. Udało się nabyć ostatnią sztukę!

Na rozwidleniu dróg przed Żydomlą stoją obok siebie krzyże: prawosławny i katolicki. To częste zjawisko na tych terenach. Od wieków bowiem te wyznania (niegdyś także judaizm) koegzystowały ze sobą. Widać to również na miejscowym cmentarzu, gdzie mieszają się groby polskie i białoruskie oraz  tabliczki z nazwiskami pisane cyrylicą i łaciną. Nas jednak interesowały szczególnie nazwiska polskie, wśród których występuje bardzo dużo Radziwanowskich, Jurowskich, Obuchowiczów i Tołoczków. Niektóre nagrobki są całkiem świeże. Powoli odchodzą najstarsze pokolenia, a młodzi emigrują do Polski lub dalej na zachód. Jeszcze kilkadziesiąt lat i mniejszość polska na Białorusi przestanie istnieć – prorokują niektórzy miejscowi. I trudno się z nimi nie zgodzić, zważywszy na niechęć władz białoruskich do przejawów kultywowania polskości.

Z Żydomli jedziemy do Gibulicz, wioski położonej przy trasie Grodno – Bruzgi (przejście graniczne z Polską). Do 1947 roku mieszkali tu dziadkowie Tomka i mojej żony. Obecnie poza fragmentem stawu i starą  śliwą nie ma tu żadnych śladów gospodarstwa. Pod liniami energetycznymi rozciąga się tylko dziko rosnąca trawa i chwasty. W całej wsi została bodajże jedna polska rodzina…

Mietek. wyciąga z bagażnika motykę i spod darni wykopuje ziemię, którą Tomek. wsypuje do woreczka. Zawiezie ją do Polski niczym filmowy Pawlak.

Wieś w grodnie, stary budynek


Pamięć o bohaterach: krzyże Katyńskie i bitwa pod Kodziowcami

Kolejnym przystankiem na naszej sentymentalno-wspomnieniowej trasie jest Kopciówka. Znajduje się tu kościół Wniebowstąpienia Najświętszej Marii Panny z 1936 roku,  gruntownie odnowiony w latach 1992-2000. Jedną z fundatorek była Sabina  Żur z pobliskiego Połotkowa. Świadczy o tym dobitnie wmurowana tablica. Wspominam o tym, bo wkrótce mieliśmy okazję odwiedzić ją oraz jej siostrę Felicję. Obie panie są już w dość podeszłym wieku (85 i 87 lat). Kto wie, czy to nie ostatni moment, aby posłuchać ich wspomnień i uzupełnić luki w drzewie genealogicznym rodziny.

Nie zapomnieliśmy także o odwiedzeniu cmentarza wojskowego w Grodnie. Przed 28 laty mieszkańcy Białegostoku ufundowali Krzyż Katyński, który postawiono tu wraz z tablicą z nazwiskami poległych polskich żołnierzy. Na krzyżu wisiała biało-czerwona szarfa z napisem Prezydent Rzeczypospolitej Andrzej Duda. Sądzę, że umieszczono ją podczas wizyty minister Anny Schmidt-Rodziewicz, która dwa dni wcześniej złożyła na płycie wiązankę kwiatów. Nieopodal Krzyża Katyńskiego stoi symboliczny grób. Umieszczona na nim tablica informuje, że: Tu spoczywają szczątki żołnierzy Wojska Polskiego obrońców Grodna poległych we wrześniu 1939 r. Cześć ich Pamięci! Również tutaj pani sekretarz stanu położyła wiązankę kwiatów.

Tuż przy śluzie Kanału Augustowskiego w Dąbrowce, dokąd pojechaliśmy nową, poszerzoną o wybudowaną dzięki polskiej pomocy finansowej ścieżkę rowerową szosą, stoi drewniany domek z  namalowanym na ścianie frontowej ogromnym orłem w koronie.  Miły sercu widok. W drodze powrotnej zajeżdżamy do  wsi Kodziowce. Na przedpolach tej miejscowości  w nocy z 21/22 września 1939 roku rozegrała się bitwa między 101 pułkiem ułanów a oddziałem 2 sowieckiej brygady pancernej. Było to jedno z największych starć wojsk polskich z armią radziecką podczas agresji ZSRR na Polskę. Straty, zarówno polskie jak i sowieckie, są trudne do oszacowania. Różne źródła podają różne liczby. Nie ulega jednak wątpliwości, że polscy ułani wykazali się niezwykłą walecznością. Niestety, końcowy rezultat był już dawno przesądzony, w każdym razie od chwili podpisania paktu Ribbentrop – Mołotow.

Aktualnie bitwę w Kodziowcach upamiętnia krzyż Fundacji Straży Mogił Polskich z Wrocławia  oraz tablica z napisem:  W tym miejscu 22 września 1939 roku 101 Pułk Ułanów z Brygady Rezerwowej  Kawalerii „Wołkowysk” stoczył bitwę z najeźdźcą sowieckim. Chwała Bohaterom! Na krzyżu natomiast umieszczono napis: Bohaterom 101 Pułku Ułanów Poległym w boju z Armią Czerwoną 22.09.1939 r. pod Kodziowcami.  

Zarejestruj się i dołącz do naszej społeczności

Grodno, budynek

Bialorus, grodno

Bialorus, grodno

Ireneusz Gębski

Powiązane Artykuły

Komentarze

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *