Jedwabne nici, odcinek 1, Ostatnie spojrzenie

Rozdział 1 Podróż w nieznane,

Co w tym odcinku: 
Madeleine stoi przy relingu, próbując zrozumieć decyzję ciotki, która zostawia ją samą na statku. Wśród mgły i chłodu Marsylii, wspomnienia o Warszawie i utraconej miłości splatają się z lękiem przed nieznanym. Czy to pożegnanie z Europą będzie także pożegnaniem z przeszłością?

Madeleine oparła się o reling i nerwowo spoglądała na nabrzeże. Ciotka Jeanine coś wykrzykiwała, machając rękoma. Nic do niej nie dochodziło, bo ładowanie towarów na statek i nawoływania ludzi uniemożliwiały jakiekolwiek porozumienie. Cokolwiek ciotka chciała jeszcze przekazać nie miało znaczenia. Karty zostały rozdane. Wuj postanowił, że Madeleine musi opuścić Francję i kropka. Rozdygotana próbowała zebrać myśli, ale nic z tego wychodziło. Kolana za bardzo się trzęsły, a ściśnięty żołądek zbyt mocno dawał się we znaki. Z trudem powstrzymywała łzy. Zrozumiała, że ciotka przyszła do portu tylko po to, żeby dodać jej odwagi. Wcale nie zamierzała wejść na pokład. Dlaczego? Coś mówiła o wuju François, o trudnej sytuacji, w jakiej się znalazł, o tym, że teraz szczególnie jej potrzebuje.

„Wuj François, ten gbur, jej potrzebuje? Chyba po to, żeby ją dalej dręczyć. A co ze mną? Przecież ja też jej potrzebuję! Czy można mnie tak wysłać samą na drugi koniec świata?” − myślała, ocierając niemiłosiernie wyciskające się łzy.

Zarejestruj się i dołącz do naszej społeczności

Na statku rozległ się sygnał zapowiadający odbijanie od nabrzeża. Dostrzegła, że ciotka płacze. Z trudem powstrzymywane łzy dziewczyny popłynęły strumieniem po policzkach. Nie chciała ciotki źle osądzać. Oderwała od relingu zdrętwiałą rękę i pomachała na pożegnanie. Chciała wykonać jakiś gest, pokazać, że godzi się na tę sytuację. Wyszło jej tylko niezdarne machanie. Ciotka odpowiedziała równie nieokreślonym gestem.

Statek zaczął odbijać. Dla Madeleine była to premiera – jej pierwsza podróż morska. Nie był to jednak luksusowy okręt pasażerski, była cywilną pasażerką na statku handlowym, wiozącym zaopatrzenie dla brytyjskich żołnierzy w Azji.

Dziewczyna zaczęła intensywnie wpatrywać się w oddalająca się sylwetkę. Czy kiedykolwiek jeszcze w życiu spotka ciotkę Jeanine? Napięła się, żeby wytężyć zmysły, chciała ją zapamiętać – jej oczy, twarz – jednak była już za daleko. Postać ostatniego członka jej rodziny oddalała się. Kolejny przypływ łez rozmazał obraz do końca.

Madeleine spojrzała na oddalające się miasto. W tle rozpościerała się Marsylia, inna od jej rodzinnego miasta, Warszawy. „Warszawa. Jak długo już jej nie widziałam? Cztery, może pięć lat? − zamyśliła się. − Tak. To już ponad pięć lat”. Czuła, że opuszczając Marsylię, zostawiała za sobą Warszawę i Europę, najprawdopodobniej na zawsze.

Marsylia w mglisty grudniowy dzień

W ten mglisty grudniowy dzień tysiąc dziewięćset czterdziestego czwartego roku ciężkie chmury wisiały nad miastem i powietrze wypełniał gryzący chłód. Na szczęście nie padało, ale mistral ciął bezlitośnie, a wilgoć przenikała wełniane ubranie. Madeleine czuła, że płaszcz jest przemoknięty. Bluzka, sweter i spódnica obrzydliwie lepiły się do ciała. Wełniane pończochy zdawały się ważyć ze dwa kilogramy.

Obserwowała jasne domy przy zatoce. Miasto wydawało się być opuszczone. Gdzieniegdzie wciąż leżały gruzy, ślad niedawno stoczonych walk. Nad krajobrazem w oddali dominowała katedra Matki Boskiej Chroniącej – Notre-Dame de la Garde. Na wieży statua Bożej Rodzicielki oblepiona mgłą zdawała się być szara i prawie niewidoczna. Nagle w pamięci Madeleine odżyła wyprawa do Marsylii z Dominikiem i wejście na wzgórze. Przypomniała sobie onieśmielenie wywołane wielkością budowli; stała bez ruchu, nie mogąc oderwać wzroku od figury. Wcześniej niczego podobnego nie widziała. Czy może jednak to paraliżujące uczucie dotyczyło Dominika, a nie posągu Matki Boskiej? Być może katedra była wtedy tylko pięknym tłem dla ich romantycznej wyprawy. Poszukała wzrokiem nabrzeża. Z przerażeniem stwierdziła, że mgła całkiem zasłoniła ląd i postać ciotki definitywnie zniknęła. Jak mogła w takiej chwili myśleć o Dominiku?

Statek powoli wypływał z portu. Wiedziała, że przed wyjściem na otwarte morze będą musieli przepłynąć jeszcze obok twierdzy d‘If. na widok wyspy z zamkiem znowu stanął jej przed oczami Dominik i wczesna wiosna, gdy popłynęli tam wynajętą łódką. Rybacy w porcie ostrzegali ich przed mewami, które właśnie wysiadują młode i atakują ludzi zbliżających się do gniazd. Miała w pamięci, jak podeszli do jednego z nich i sprowokowali tym atak chmary rozjuszonych ptaków. Uratowali się, chowając w pobliskim domu. Tak, teraz widziała i wyspę, i twierdzę. Obydwie wyglądały tego dnia bezbarwnie. Alexandre Dumas na pewno opisywał to miejsce i przygody hrabiego Monte Christo wiosną – wpadło jej do głowy. Wtedy wyspa wygląda najładniej.

„Muszę skończyć z tym myśleniem o Dominiku” – nakazała sobie.

Statek dotarł na otwarte morze. Wzmógł się świszczący mistral, dający o sobie znać już w porcie. Woda nabrała ołowianego koloru, fale zakończone pieniącymi jęzorami z hukiem uderzały o burtę statku. Zaczął padać deszcz. Madeleine nieporuszona hałasem morza i bujaniem statku obserwowała, jak krople deszczu odbijają się od burty i rozpryskują na rękawie płaszcza. Tutaj kołysały się chwilę, zanim ostatecznie zostały wchłonięte w szorstkie włókna materiału. Pociągnęła ręką po płaszczu, żeby strząsnąć perlistą smugę. Nie odczuła żadnej wilgoci. Dziwne. Przecież było jej zimno, miała wrażenie, że jest przemoknięta. Przesunęła ręką po zimowych pończochach. Znowu żadnej wilgoci. Skąd to uczucie? Spróbowała jeszcze raz, przeciągając dłonią po łydce. Pierścionek zahaczył o jakieś zgrubienie w pończosze.

– Do diabła! − syknęła krótko.

Wyciągnięta nitka nie stała się jeszcze dziurą, ale pończocha musiała być zreperowana. Pomyślała z wdzięcznością o ciotce. Ona zapakowała jej przecież jedwabne nici. Są najsilniejsze. I najlepsze. Tak zawsze mawiała ciotka Jeanine.

Co w następnym odcinku:

„Jej spojrzenie przyciągało czymś magnetycznym, trudnym do określenia.” Kolacja, która odsłania więcej niż tylko smaki.

Inne odcinki powieści i teksty Katarzyny Poznakow znajdziesz tutaj

Książka „Jedwabne nici” tutaj

E-book „Jedwabne nici” tutaj      

Zarejestruj się i dołącz do naszej społeczności

Powiązane Artykuły

Komentarze

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

  1. Zostawiam lajka i wrócę tu nie raz.Tekst był wyjątkowo przystępny. Doceniam brak zbędnych ozdobników. Lubię, gdy autor pisze tak, jakby mówił do jednej konkretnej osoby.